czwartek, 13 lipca 2023

Hmmm...

             Hmmmm, czy ja tutaj jeszcze urzęduje???? Nie wiem tak naprawdę. To znaczy jestem, bo przeglądam, czytam blogi. Ale raczej mnie nie ma, jeśli chodzi o pisanie, dokumentowanie mojego dziewiarskiego życia. Może się poprawię, a może nie, zobaczymy.

            Wiele się w moim życiu znowu zmienia. Na tyle wiele, że znowu żołądek mam zwinięty w małą kulkę, stres zjada mnie od środka. A nie powinien, bo już przez podobną sytuację przechodziłam. Za około 2, może 3 tygodnie znowu wyjeżdżamy służbowo ( to już nasz ostatni wyjazd, bo jesteśmy coraz bardziej "młodzi"), tym razem do Włoch, do Rzymu. Nasz wyjazd łączy się również z tym, że 23 czerwca był moim ostatnim dniem pracy w szkole. Ostanim, bo młoda to ja już byłam i goni mnie tak zwana emerytura. 

            I właściwie nie wiem, co mam napisać. Myślałam, że będę się cieszyć, że już nie będę narzekać na coraz większą liczbę dokumentów do wypełnienia, na coraz bardziej roszczeniowych rodziców, na to co się dzieje z polską szkołą. Jak przyszedł ten ostatni m moment, ta chwila pożegnania z moimi fantastycznymi kolegami z pracy, z dzieciakami, które uwielbiam, to ogarnął mnie wielki smutek, żal za czymś, co się bezpowrotnie kończy. I nie napiszę, że moja szkoła jest idealna. Nie jest, ma swoje bolączki, ale atmosfera pracy była świetna, pokój nauczycielski był pełen ciepła i przyjaznych ludzi. Moi koledzy wuefiści są fantastyczni!!!! Ile śmiechu, radości, czasem mocnych dyskusji było między nami. Zawsze mogłam liczyć na ich pomoc, zawsze. Cieszę się, że mogę odejść ze szkoły na moich warunkach, z poczuciem, że robiłam coś dobrego. No cóż, życie...

            Znowu ze zwykłych ludzi, żyjących w naszej małej, ale uroczej Ustce, stajemy się dyplomatami. Będziemy żyć i pracować w kraju, który znamy tylko od strony zimowej. Dolomity zjeździliśmy na nartach wzdłuż i wszerz. Reszta to dla nas zupełna nowość. Cieszymy się bardzo na poznanie tego pięknego kraju, na pyszne jedzenie, na bardzo dobre wino, moje ulubione Prosecco.  

            Za tydzień przyjeżdża firma przeprowadzkowa, więc zaczynam przygotowywać nasze rzeczy. I od czego zaczęłam? Najpierw od książek. Na pewno wezmę ich więcej niż do Malezji. Choć podobno w ambasadzie jest biblioteka. Jednak co swoje, to swoje. Drugą bardzo istotną sprawą były moje włóczki. Wiem, wiem, jadę do kraju, gdzie włoczek nie brakuje, ale jednak od jakiegoś czasu próbuję uszczuplić, zmniejszyć liczbę zalegających w szufladach kłębków. No i trochę tego wyszło....Nie mogę się jednak nudzić, prawda? Zanim ogarnę sklepy z włóczkami, będę miała swoje. Choć prawdę mówiąc już sprawdzałam w internecie, gdzie takowe są, ups...

            Jeśli już jest mowa o robótkach, to chociaż skrótowo pokażę kilka swetrów, które były na Instagramie, a inne nie. 

            Bardzo lubię projekty Melisy Cudrow, która kiedyś prowadziła kanał na Youtube i sklep z wełną Espace Tricote. Jej projekty są proste, lekko oversizowe i darmowe. Jakiś czas temu wpadł mi w oko projekt Easy like Sunday morning. Bardzo mi się spodobał, zwłaszcza w autorki stylizacji. I oczywiście zrobiłam go sobie natychmiast. 




Włóczka to Air Dropsa w kolorze sage green. Rozmiar drutów nieznany, a raczej niezapisany.

            

                Kolejny sweter to Reena, który testowałam dla Renaty Lechel. I kolejna osoba, która mogę powiedzieć, że projektuje dla mnie. Jej stylistyka jest moją. Ma niesamowite wyczucie koloru, stylu. 

Mój sweter zrobiłam z Baby Brushed od Gabo Wool. I co ja mogę powiedzieć, to był błąd. O ile użyłam tej włóczki jako dodatek do innej nitki, to razem to dało świetny efekt i dobrze się nosi. Tutaj, gdzie robiłam w dwie nitki i na dość grubych drutach, bo nr 5, to włóczka bardzo mi się mechaci. I nie wygląda to dobrze. Praktycznie po każdym założeniu, muszę sweter traktować szczotką do moherów, bo nie wygląda to dobrze. A szkoda, bo sweter baaardzo lubię. 






                Kolejny sweter to była miłość od pierwszego wejrzenia. Jak go tyko zobaczyłam, to musiałam go mieć. Tak czasem bywa. O jakim swetrze mowa? Ano o tym:






            Projekt to Drawing sweater  od Tomomi Yoshimoto. Zdjęcia kompletnie nie oddają kolorów ( może tylko pierwsze  jest najbliższe prawdy), bo były robione zimą, kiedy światła było niewiele, więc uwieczniałam moje dzieło w łazience:). Włóczka to Sky Dropsa w kolorach 1 i 12, a druty to 3,25/ 3,5/4,0. Robienie tego swetra było wymagające. Musiałam sobie mocno powiększyć schemat, bo na A4 nic nie widziałam. Poza tym trzeba było pilnować, czy robisz przód, prawy, lewy rękaw, tył. Ciągle przekładałam kartki, wpadłam w końcu w pewną rutynę, nie mogłam pomylić kolejności. Nieskromnie mówiąc, wyszedł świetny!

            I ostatni sweter, którym chciałam się dzisiaj z Wami podzielić to Cherry genser z gazetki Sandnes 2202, zakupionej u Makunki. 





            Włóczki użyte w tym projekcie to baby merino z Norwegii, kupione w second handzie i Silk Mohair Lux od Lany Getto. Druty to  3,25/ 4,0

            Jak widać na wszystkich zdjęciach, jestem wielką  fanką luźnych swetrów, ale dotyczy to również bluzek, sukienek, spodni. No cóż, ubieram się bardzo dyplomatycznie:))))


            Książki. Mam z nimi ostatnio całkiem niemały problem. Czytam, ale nie tyle co zwykle, mam pewne  trudności ze skupieniem. Dużo słucham, ale fizycznie, trzymając książkę w rękach,  idzie mi dużo ciężej. Oczywiście nie mogę napisać, że wcale nie czytam. Mogę polecić wszystkie książki  Daphne du Maurier, w których się zakochałam, . Rebeka, Moja kuzynka Rachela, opowiadania Ptaki, Kozioł ofiarny są fantastyczne, warte każdej spędzonej z nimi minuty. 
            Ostanio też czytałam książkę japońskiego pisarza Sanaka Hiiragi "fotograf utraconych wspomnień".Gdzieś między światami znajduje się studio fotograficzne, do którego ludzie trafiają po śmierci. Zanim ruszą dalej, muszą wybrać spośród zdjęć obrazujących ich życie, wybrać jedno, które chcą zrobić jeszcze raz, aby przeżyć jeszcze raz ten ważny dla nich moment. Bardzo mi się ta książka podobała. 
            Będąc w Warszawie, kupiłam ostanie książki Cormaca McCarthego. To jest mój ulubiony amerykański pisarz. "Droga" wstrząsnęła mną i zapoczątkowała moją wielką miłość do tego pisarza. "Krwawy południk", "To nie jest kraj dla starych ludzi" utwierdziły mnie, że specyficzny sposób pisania, brutalność, prawdziwość życia opisana w jego książkach, to jest to co lubię. Kiedy obecnie Wydawnictwo Literackie wydało jego dwie ostatnie książki "Stella Maris" i Pasażer, nie zastanawiałam się ani sekundy i zakupiłam obie pozycje. Są one połączone ze sobą, ale nie ma znaczenia, którą się najpierw przeczyta. Ja zaczęłam od Stella Maris, bo chciałam zapoznać się z chronologią zdarzeń. Genialna matematyczka zgłasza się do zakładu psychiatrycznego, cierpi na depresję i ma halucynacje. Ta książka to zapis rozmów pomiędzy lekarzem a matematyczką, z których dowiadujemy się o dzieciństwie w Los Alamos, barwach liczb, mechanice kwantowej, Schopenhauerze i zakazanych marzeniach. Ta książka nie jest łatwa, bardzo powoli się ją czyta, pełna pięknych myśli, erudycyjnych wywodów. Wielu rzeczy kompletnie nie rozumiałam, myślę, że Honorata by się w tych naukowych fragmentach lepiej odnalazła. Jednak uważa, że jest warta przeczytania i wracania do niej.

            To ja teraz wracam do pakowania. Pewnie następnym razem odezwę się już z Włoch. Jeśli będziecie w Rzymie i będziecie mieć chwilę czasu, to dajcie znać, napijemy się wspólnie kawy i podzielimy się naszymi dziewiarskimi doświadczeniami. 
            Pozdrawiam ciepło i słonecznie wszystkich, którzy tu jeszcze zaglądają. 
            


            

wtorek, 4 października 2022

Chusty

           Nazbierało mi się wiele rzeczy do pokazania. Powiedziałabym, że nawet bardzo wiele. Niektóre poszły do ludzi bez zdjęć. Kilku z nich zrobiłam sama zdjęcia. Nie jest to łatwe, bo już światło nie takie, a i pozować nie bardzo potrafię, a i umiejętności uchwycenia tego co by się chciało, pozostawiają wiele do życzenia. Jak się nie ma co się lubi.........

            Jakieś dwa miesiące temu zrobiłam chustę Stephena Westa Botanic shawl. Stefanek jest bardzo ciekawą, kreatywną i barwną osobowością, o niezmierzonej wyobraźni. Jego projekty są niesamowite, choć nie są tak do końca moje. Dla mnie trochę za dużo się w nich dzieje, ale bardzo go podziwiam za dobór kolorów, faktur, wzorów. Botanic Shawl jest jednym z jego spokojniejszych projektów. Kiedyś w Sklepie Makunki kupiłam włóczkę skarpetkową Zauerball Crazy small  w szalonych, niezwykle energetycznych kolorach, z zamiarem zrobienia sobie skarpet. Zapatrzyłam się na Bokasię, na jej przecudne skarpety i zamarzyłam o posiadaniu swojej pary. I na tym się skończyło. Dołączyłam do projektu włóczkę Supersoft w kolorze Saffron od Holstgarn i wyszło jesiennie, mocno, kolorowo, zwiewnie. 






                    Kolejną chustą, którą obfotografowałam jest half+half triangular wrap od Purl Soho, bardzo popularny projekt, zwłaszcza na zagranicznych dziewiarskich kontach. To jest chusta, od dziergania której się uzależniłam. Właśnie skończyłam drugą. Ta, którą właśnie oglądacie jest zrobiona z supersofta w kolorze Clementime od Holstgarn i Bio shetland w kolorze light beige od BC Garn kupiony w Owczarni. Świetna wyjazdowa, towarzyska, nie wymagająca skupienia  robótka, która jednak pod koniec bardzo się ciągnie i bardzo musiałam się mobilizować, aby ją skończyć. Jest olbrzymia. I jest moja ulubiona.








 
            Ostatnią chustą, którą się dzisiaj z wami podzielę jest Maan Natasji Hornby. Zakochałam się w tym projekcie od pierwszego wejrzenia, zresztą, jak w wielu pomysłach tej projektantki. I kiedy w Malezji zobaczyłam australijską wełnę  pure Wool naturals 8 ply i jej kolory, to już wiedziałam co z niej będzie. 








            Lenard, dziękuję za mobilizację. Dzięki tobie ten post powstał:)

I tak na koniec wspomnę, że zapisałam się na MKAL Stephena Westa, ja!!!!! Ciekawe co z tego wyjdzie:)))


wtorek, 4 stycznia 2022

         Z bólem dzisiaj zwlokłam się świtem  z łóżka, aby poprowadzić lekcje on - line. WF zdalny, koszmar! A przypominam, że ciagle mój dom jest w remoncie  i muszę sobie znajdować kawałek miejsca, które musi być względnie czyste, abym mogła ćwiczyć. Jest to trudne zadanie, bo pył mam wszędzie, plus ciągle przenosimy wyposażenie kolejnych pokoi do innych. Jest fajnie! Już widzę światło, a nie światełko w tunelu. Koniec remontu się zbliża. 

        A propos lekcji, to o dziwo, wszystkie dzieciaki po świętach były i ćwiczyły ze mną. Straszne jest, że są to klasy sportowe i tracą bardzo dużo. Zresztą nie tylko na moich lekcjach. A o szkole, o moim powrocie napiszę innym razem. Bokasia pamiętam.

        Skończył się właśnie 2021 rok. Jaki był? Intensywny fizycznie i jeszcze bardziej psychicznie. Niekończący się lockdown w Malezji wymęczył mnie tak bardzo, że niezmiernie cieszyłam się z powrotu do kraju. Odszedł mój tato, nie mogłam go pożegnać. W Polsce z kolei sytuacja polityczna wkrada się do mojego umysłu podstępnie i sieje niepokój, złość i zwątpienie. Staram się o tym nie myśleć, albo myśleć jak najmniej. 

        Robótkowo było nieźle, choc głównie dziergałam dla innych. Mnóstwo swoich prac zostawiłam moim przyjaciołom ze świata. Koniec roku to znowu prezenty świąteczne. Niestety wielu moim pracom nie zrobiłam zdjęć. No trudno. Czy ja już wspominałam, że po moim tacie odziedziczyłam gen lenistwa i odpuszczania sobie? i cieszę się z tego.

        Dla jednej przyjaciółki  w Polsce zrobiłam dwie opaski (nie nosi czapek) i jedne mitenki. Nie powiem, ale ten beżowy zestaw chętnie bym sobie zostawiła. 






        Dla przyjaciela zrobiłam czapkę Hat and peak. Wykorzystałam do niej norweskie włóczki, które moja Asia kupowała w lumpeksie, podczas mojej nieobecności.







        Na początku grudnia zgłosiłam się do testu swetra Let it looze U Renaty Witkowskiej. Sweter bardzo mój, luźny, oversizowy, A do tego po raz pierwszy robiłam go z włóczki Sky Dropsa i jestem nią bardzo mile zaskoczona, miła, miękka. Pierwszy raz testowałam dla Reni i to była sama przyjemność. Wzór napisany prosto, przejrzyście, oczka same płynęły po drutach. Myślę, że zrobię sobie jeszcze jeden sweter, bo jest świetny i praktycznie go nie zdejmuję.













        Czyteniczo rok był bardzo dobry. Zwłaszcza jeśli chodzi o liczby. Pochłonęłam w tym roku 110 książek. Ale. Ponieważ przeprowadzałam się , wprowadzałam się i wykonywałam wiele prac, które uniemożliwiały mi takie normalne czytanie, to przesłuchałam 64 audiobooki. Już nie umiem sprzątać, gotować, robić w ogródku, nie mówiąc o bieganiu, czy chodzeniu bez książki na uszach.

Do ulubionych i najwyżej ocenionych książek należą( kolejność czytania, a nie jakościowa):

- "Wrona" - Petra Dvorakova - wstrząsająca opowieść o pozornie szczęśliwej rodzinie, a w rzeczywistości pełnej niezrozumienia, niesprawiedliwości i toksyczności.

- "Honor. Opowieść ojca, który zabił własną córkę" - Lena Woli. Przerażający reportaż o zabójstwach honorowych w Jordanii na przykładzie jednej rodziny. Bardzo rzetelna, prawdziwa i poruszająca książka.

- "Na po≥urnie od Brazos" - Larry McMurtry -najlepsza książka zeszłego roku. Opowieść dzieje się na Dzikim Zachodzie, opowiada o zwykłych ludziach, o relacjach, emocjach. Gruba, duża, al niewiarygodnie dobra.

- "Świeco Ognia" -Jakub Małecki. mój ulubiony pisarz nie zawiódł mnie. opowieść o rodzinie z punktu widzenia Anastazji, dziewczyny z porażeniem mózgowym. Piękna.

-"Informacja zwrotna" - Jakub Żulczyk. Mocna, bardzo mocna, powolna proza. główny bohater jest alkoholikiem, ginie jego syn, próbuje go odnaleźć, w tle jest współczesna Warszawa, afera reprywatyzacyjna. Do końca nie wiadomo co tak naprawdę się stało. Bardzo, bardzo dobra.

- "Córki smoka" - William Andrews. Z racji mojego pobytu w Azji z ogromną chęcią czytam książki o tym rejonie świata. Piękna opowieść o poszukiwaniu korzeni, historia zwłaszcza II wojny światowej, problemy z Japończykami, splata się ze współczesną Koreą, która wcale nie jest wolna od uprzedzeń.

- "Niegrzeczne. Historie dzieci z ADHD, autyzmem i zespołem Aspergera - Jacek Hołub. Jestem nauczycielem, wiele razy spotykałam się z tymi problemami. Tutaj ciekawe jest spojrzenie ze strony rodziców, którzy na codzień muszę się z nimi zmagać. Bardzo dobra.

-"Westerplatte"- Jacek Komuda. Ta książka odbrązawia niektóre postaci, pokazuje prawdę wojny, a nie bohaterskie czyny, a jednak niesamowita siłą obrońców pozwoliła im bronić się tak długo. Dobra.

- "Izbica, Izbica" - Rafał Hetman. Kolejny reportaż opowiadający tym razem o podlubelskim żydowskim miasteczku, o którym obecnie niewielu pamięta, o relacja ch polsko - żydowskich bez oceniania, bez jej opowiadania  w barwach czarno-białych. Wojnę z 4 tys. Żydów przeżyło jedynie 14. ciężka opowieść, ale bardzo dobrze napisana.

- "Dziewczyna z sąsiedztwa" - Jack Ketchum. Jedyny thriller w tym zestawieniu, który mnie przemielił swoją wymową, mocą, a tym bardziej, że historia miała miejsce w stanach Zjednoczonych. Jest to książka dla ludzi o bardzo mocnych nerwach i zostaje w serduchu bardzo długo.

- "Harda " - Elżbieta Cherezińska. Z tą pisarką nie zawsze jest mi po drodze, ale ta opowieść o Świętosławie, córce Mieszka I jest warta każdej minuty czytania. Jest dynamiczna, pełna namiętności, walki, polityki. Jeśli możecie czytajcie także Królową, bo opisuje dalsze losy.

-"27 śmierci Toby'ego Obeda - Joanny Gierak - Onoszko. To książka o niszczeniu korzeni, zawłaszczaniu historii przez rząd kanadyjski. dzieci rdzennych mieszkańców były zabierane z rodzin i umieszczane w szkołach prowadzonych przez kościół. Zabierano im imiona, język, przeszłość, bito, molestowano, zabijano. Dopiero teraz zaczyna się o ty mówić, a jeszcze nie tak dawno rząd kanadyjski nie przepraszał skrzywdzonych.

-'Zbieranie kości" - Jasmyn Ward. Poruszająca i bardzo przejmująca opowieść o rodzinie , w którą oprócz różnych kataklizmów uderza huragan Katrina. Południe Stanów, bieda, życie w dysfunkcyjnej rodzinie, mnóstwo emocji i niespieszne snucie opowieści. Czego chcieć więcej.

_ "Drach" - Szczepan Twardoch. Czytałam długo, bo nie da się tego czytać szybko, zwłaszcza jak się nie jest Ślązakiem, albo nie znasz niemieckiego. Trudno napisać o czym jest ta książka. Chyba najkrócej o Śląsku i o wszystkim co się z tym wiąże. 

-- "Uczniowie Hipokratesa. Doktor Bogumił" - Ałbena Grabowska - opowieść o lekarzach, medycynie z drugiej połowy XIX wieku. Przepięknie napisania opowieść o doktorze Bogumile Korzyńskim, młodym lekarzu, o otwartym umyśle, interesującym się nowinkami, odkryciami. Opowieść ta jest przeplatana oryginalnymi opowieściami o lekarzach. 

Musze napisać, że nie umieściłam tutaj jeszcze kilku wysoko ocenionych przeze mnie książek, ale ten post byłby baaardzo długi.

        Nigdy nie robię postanowień noworocznych, bo ich nie dotrzymuję. Chciałabym jednak w tym roku więcej pisać na blogu. Zobaczę co z tego wyjdzie......

poniedziałek, 8 listopada 2021

Powrót

         Bradhelt dzisiaj napisała świetny post o jesieni. O tym, jak często na nią narzekamy, że ciagle żyjemy słońcem, ciepłem, nie potrafimy zaakceptować zmiany pór roku, światła, temperatury. Zgadzam się z nią w 100%. Przyjmuję wiatr, deszcz, niskie temperatury. Nie myślę o mojej Malezji, o całorocznych plastikowych klapkach, o t-shirtach, letnich sukienkach. Skończyło się. Teraz jest inaczej, ale też fajnie. Ten post i jeszcze Lenard zmotywował mnie wreszcie do napisania paru słów.

        1 sierpnia wróciliśmy do Polski po 4 latach przebywania w innym temperaturowo, klimatycznie, przyrodniczo, geograficznie, kulturowo, religijnie miejscu. Sierpień w Polsce na ogół bywa ciepły i słoneczny. W tym roku było lekko inaczej. Jednak muszę napisać, że nie miałam żadnych problemów z aklimatyzacją. Może jeden mały, że było mi ciągle zimno.  Miałam  na to proste rozwiązanie, kiedy wszyscy chodzili w letnich ubraniach, ja wkładałam swetry i szale. I było dobrze. 

           Z powrotem po tak długiej nieobecności wiąże się mnóstwo pracy, wpadliśmy najpierw w wir sprzątania domu, ogrodu. Chwilę po tym zaczęliśmy remont domu. trwa on do tej pory i tak szybko się nie skończy, bo jak wszyscy wiedzą, na wszystko teraz trzeba czekać tygodniami, a nawet miesiącami. Dom jest rozpruty dokumentnie. Mam do swojego użytku sypialnię i jeden pokój dzienny, który wkrótce zmieni się w garaż. Codziennie po pracy (wróciłam do tej samej szkoły) latam z odkurzaczem i mopem, starając się pozbyć kolejnych warstw pyłu.  Wiele ludzi pyta się nas, czy mieliśmy problem z aklimatyzacją, z powrotem do kraju? Nie mieliśmy, bo. nie mieliśmy na to czasu. Wpadliśmy w wir obowiązków, nie mamy czasu myśleć o tych pięknych chwilach w Malezji. Może za parę miesięcy, jak skończymy z remontem, odpalimy komputer, pooglądamy zdjęcia, powspominamy. 

            Chciałabym wam pokazać cardigan, który zrobiłam jeszcze w Malezji, a który jeszcze nie dotarł do mnie, jak zresztą reszta naszego bagażu. Jest to klasyczny projekt, prosty, ale jak dotrze kiedyś do mnie, będzie stanowił bazę do wielu moich sukienek. Jets to Stockbridge Ysoldy Teague. 









Włóczka to moja ulubiona mieszanka wełny merino i alpaki The wind cries merino od Abbey Road. Kolor jest przecudny! Nie jestem w stanie podać żadnych danych odnośnie drutów i ilości motków zużytych do tego projektu, bo notatnik jest gdzieś w morzu, płynie z resztą motków, maszyną do szycia, materiałami i wieloma innymi przydasiami. 

            Jak tak sobie siedzę w kątku mojego zrujnowanego domu, na kanapie z herbatą to dziergam i dziergam, całkiem dużo. Muszę tylko zrobić zdjęcia moim pracom, aby się nimi pochwalić. Myślę, że jest czym:) Taka skromna jestem...

            Wreszcie mogę nosić moje czapki, szale, swetry! Jaka to jest radość! 

            Oprócz dziergania oczywiście czytam, ale dzisiaj wspomnę tylko o jednej książce. Jest to "Na południe od Brazos", monumentalna opowieść western o życiu w latach 70 XiX wieku na Dzikim Zachodzie. Fantastyczna książka! Jedynym jej minusem jest jej rozmiar, jest większa niż normalne książki i ma  ponad 800 stron i prawie dwa kilo wagi. Nie mogę jej brać do łóżka, bo ręce mi opadają. Nie jest to tylko opowieść o kowbojach, poganiaczach bydła. Pokazuje proste życie, surowe, nie ma w niej zwrotów akcji, szalonych przygód, ale nie można się od niej oderwać. Czyta się ją wolno, delektuje się każdą stroną.