Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Barnaba. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Barnaba. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 28 marca 2016

Trochę świąt, czapki, sukienki i Barnaby

        Poniedziałek, świąteczny wieczór.
Święta już za nami. Po raz pierwszy od kilku lat zostaliśmy zaproszeni do szwagra mojej siostry. Podzieliliśmy się pracą i nie urobiłam się, nie zmęczyłam przed ani w trakcie świąt. Było tak jak lubię, dużo ludzi, głośno, wesoło, dobre jedzenie i długie spacery. Starałam się jeść mało. Nie zmieniło to faktu, niestety, że wróciłam obżarta! No, ale cóż, takie są święta i po to są.
     
        Przed świętami byłam czujna i uszyłam sobie sukienkę luźną, a nawet bardzo luźną. Przez kolejne tygodnie, miesiące czytając bloga Bradhelt, nabierałam ochoty, aby wrócić do szycia. Wrócić, bo kiedyś bawiłam się w uzupełnianie sobie garderoby. Nie była taką mistrzynią, jak wspomniana Bradhelt, ale dawałam sobie radę. Znowu zaczęłam kupować  Burdę. Nie było mi po drodze ze sklepami z materiałami. Pokonałam tę przeszkodę i nabyłam materiał. Nie kupiłam wełny ani innego materiału z wysokiej półki, bo nie wiedziałam, jak mi pójdzie szycie po przerwie. Postawiłam na kolor. Szary.
Stres był, ale całkiem fajnie wyszło. Fason taki jak lubię, luźny, powiewający.







Prawda, że mogłam dużo zjeść?

            Drugi dzień świąt, to dla nas dzień lenistwa. Nigdzie nie chodzimy, nikogo nie przyjmujemy. Czytamy, leżymy na kanapie, pijamy herbatę, kawę, znowu herbatę, spacerujemy. 
           No właśnie wybraliśmy się na długi spacer, podczas którego zrobiłam zdjęcia nowej mężowej czapce. W poprzednim poście pisałam, że szanowny mąż zgubił czapeczkę z jedwabiem (to prosty chłopak, więc nie będzie chodził w jedwabiach). Przekopałam zapasy, wyciągnęłam resztki jasnoszarej Leizu DK i wydziergałam w drodze do Łodzi Mazurka Moniki Sirny. 






Mąż ma zakaz gubienia czapki. Obiecał, że będzie pilnował. 

      Dzień był piękny, bardzo ciepły, ale nad morzem było rześko i całe szczęście, że mieliśmy czapki i szaliki. przydały się.

      Barnaba był bardzo szczęśliwy, zaliczył częściową kąpiel w morzu. Jest już starym psem. I niestety to widać. Długi spacer go męczy, fale go przewracają, schody na piętro w domu są przeszkodą nie do pokonania. Ale duszę ma ciągle młodą i cały czas wydaje mu się, że ma dwa lata. No może trzy. Jak coś mu się uda zrobić, to jest mocno zdziwiony.  Spacer jest wrażeniem, że mamy całkiem młodego psa. Każda trawka jest jego, każdy napotkany pies to kumpel, a każdy człowiek, to maszyna do głaskania.





Tu chcieliśmy wyjść z plaży. Barnaba nie chciał. Usiadł u podnóża schodów i nie było siły, aby go ruszyć. Ludzie się śmiali, bo my staliśmy u góry i próbowaliśmy przekonać naszego psa, że już wystarczy tego wysiłku fizycznego, że jak tak dalej będzie szalał, to nie wróci do domu o własnych siłach. Pokonał nas. Prawie, bo wyszliśmy z plaży innym wyjściem, dwieście metrów dalej.
Prawda też jest taka, że on nie daje rady wejść po tych schodach na górę i Zbyszek wnosi te 32 kilo na rękach.
Starzeje się nasza psina.
Ale ciągle sprawia nam wiele radości.


Pozdrawiam Was ciągle jeszcze świątecznie :)

niedziela, 8 listopada 2015

Sztormowa impresja

Od rana dzisiaj wiało okrutnie!
I super!!! Po pierwsze zwiało nam wszystkie liście pod płot, czyli będzie mniej pracy z grabieniem. Drugim powodem naszej radości było to, że zawsze staramy się wybrać w sztorm nad morze. Posłuchać huku przewalających się ton wody, wpatrywać się w rozbijające się daleko od brzegu fale, w wodę, która ledwo mieści się w klifach pokrytych pokrzywionymi od wiatru sosnami. Ma się wrażenie , że woda za chwilę wydostanie się z okowów, że ruszy dalej. Siedzieliśmy dzisiaj na klifie i wpatrywaliśmy się zahipnotyzowani w kotłującą się wodę. Świeciło słońce, było dosyć ciepło. Było cudownie!





Wokół szalały ulubione przez nas mewy. Uwielbiamy ich skrzek. Dzisiaj nie mogły przekrzyczeć morza.





Na spacer oczywiście nie poszliśmy sami. Zabraliśmy naszego staruszka, Barnabę. Na spacerze, a zwłaszcza nad morzem i w wodzie następuje przeistoczenie w młodego, pełnego werwy psa.








Po powrocie pojechaliśmy do pobliskiego Swołowa na festyn z gęsiną w roli głównej. Było pysznie!
Zapomniałam. to dla Mateusza i Marzeny. Tak wygląda Wczasowa.


Będzie ładnie, chodniki z obu stron, jest ścieżka rowerowa, parkingi z obu stron. Już niedługo skończą.  
I na tym kończę sztormowy wpis. Pozdrawiam.

środa, 23 września 2015

Rhilea

Kiedy w sierpniu Suvi pokazała swój projekt Rhilea w kremowym kolorze, zapiałam z zachwytu. Moje pianie usłyszała sama autorka i zaproponowała mi testowanie. Super! Przez parę dni poszukiwałam odpowiedniej włóczki. Nie było to łatwe, bo długość 300m/100g, nie jest zbyt popularna. Poza tym uznałam, że najlepszym wyborem będzie jednokolorowa, a nie melanżowa, czy wielokolorowa włóczka, gdyż pokaże urodę projektu, jego lekkość i ażur na plecach. Szukałam, szukałam, aż mój wybór padł na Filcolanę Cinnia w kolorze 288, czyli żywej zieleni, którą zakupiłam w Magic Loopie. Poczytałam u Asji na blogu zachwyty nad włóczką i co było robić, dziergać. Wzór Suvie rozpisała pięknie, przejrzyście. Samo się dziergało. Do momentu, kiedy miałam już jedną trzecią i stwierdziłam, że wybrałam za mały rozmiar. sprułam i od nowa wzięłam się do pracy. Znowu dziergało się cudnie, aż doszłam do ażuru. Za diabła nie mogłam zrozumieć, jak go dziergać. Z moim angielskim walczyłam ze wzorem przez parę godzin i nic. Dałam mężowi, dla którego angielski to codzienność, ale nie dziewiarski angielski. Powiększałam zdjęcia, kombinowałam i w końcu Bingo! Udało się!
Potem to już była sama przyjemność. Wydziergałam dość szybko i tylko czekałam na możliwość publikacji. I teraz mogę.
Oczywiście w czasie sesji Barnaba uznał, że on jest głównym bohaterem i nie chciał odpuścić udziału w zdjęciach . No cóż. Jest fotogeniczny. Niech mu będzie.











Dziergałam na drutach 3,5. Zużyłam niecałe 8 motków Filcolany Cinnia. Zostały mi jeszcze 2.
Bardzo mi się Rhilea podoba i codziennie w nim biegam do pracy. W końcu jest jesień. Dostosowuję się kolorystycznie do pory roku.
Pozdrawiam:))))

niedziela, 21 września 2014

Jeszcze ciągle lato, a u mnie i na mnie jesień.

Wrzesień tego roku jest piękny! Słoneczna i ciepła pogoda nie opuszcza nas od pierwszego września. Każdy weekend spędzamy na plaży. Do tej pory chodziliśmy na plażę sami, bo nasz piesek zachorował. Bardzo mili sąsiedzi, a raczej wczasowicze u nich mieszkający karmili go przez płot ludzkim, przyprawionym, grillowanym jedzeniem i chłopina nabawił się o choroby skóry, która przeszła w gronkowca. Leczyliśmy go antybiotykami ponad trzy tygodnie. Wyszedł z tego, więc dzisiaj zabraliśmy go do dużej piaskownicy z ogromną ilością wody. Większej radości nie mogliśmy mu sprawić. Przez półtorej godziny nie wychodził z wody. Jeśli już pojawiał się na brzegu, to tylko po to, aby nas pogonić do dalszego rzucania patyka. A wzięłam druty i książkę i mieliśmy spędzić leniwe godziny na plaży.


 Jak wróciliśmy do domu wzięłam się za wykończenie płaszcza. Po blokowaniu musiałam skrócić rękawy i zmniejszyć trochę dekolt.
Płaszcz to Fall coat ze strony Pickles. Lubię projekty Anny &Heidie Pickles, luźne fasony, nawet bardzo luźne. To moja "bajka". Ten płaszczyk chciałam zrobić już od jakiegoś czasu. Aż prawie przyszła jesień i nie było odwrotu. Połączyłam dwie nitki fioletową Limę i Kid Mohair Yarn Art-u, kolor jasno wrzosowy, albo jak kto woli różowawy. Robiłam na drutach numer 6 i zajęło mi to tylko tydzień. Robiłam rozmiar xs i wyszedł taki jaki chciałam, czyli nie za szeroki. Nie jestem zbyt wysoka, 167( choć w starym dowodzie osobistymmiałam wzrost -wysoki), więc bałam się, że zbyt szeroki płaszcz jeszcze mnie skróci. Fason tego płaszcza jest bez zapięcia. Będę jednak chyba używała mojej ładnej broszki, zwłaszcza gdy zrobi się trochę zimniej.
Zdjęcia niestety trafiły na brak słońca. Z pierwszej serii, dużo zdjęć wyszło niestety mało ostrych. Musieliśmy poprawiać. Niestety przyszły ciemne chmury i lampa sama się włączała. Marzena nie patrz.








Oczywiście kupiłam za dużo włóczki i jednej i drugiej. Będę musiała ją jakoś zagospodarować. Z fioletowej Limy dorobię jakiś otulacz, żeby jesienne chłody mnie nie dopadły. A z kid mohairu zrobię mamie chustę. O!
Wiecie co? Bardzo mi się podoba mój płaszcz.