Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szal. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szal. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 10 czerwca 2021

Prezenty, prezenty.....

     Zanim będzie o prezentach, pozwólcie, że chwilkę popłaczę. Malutką chwilę.

    Od 18 marca 2020 w Malezji trwa szaleństwo Covidowe, jak zresztą na całym świecie. Przez rok dawaliśmy znajomym Malezję jako przykład doskonałego radzenia sobie z wirusem. Oczywiście narzekaliśmy na niektóre zasady, głównie na te, które ograniczały nasze poruszanie najpierw po Kuala Lumpur, później po kraju. Ale i tak przez prawie cały rok liczba zakażonych wahała się pomiędzy 1000 a 2000 przypadków dziennie. Kiedy dochodziła do tej górnej granicy,  przykręcano nam śrubę. I tak z krótkimi momentami poluzowań dotrwaliśmy  do kwietnia. Zaczął się Ramadan, najważniejsze muzułmańskie święto. Ponieważ w Malezji ponad 60 % populacji to Muzułmanie, to rząd nie chcąc drażnić lwa uwolnił wszystko oprócz możliwości podróżowania po kraju. W czasie Ramadanu, oprócz tego, że Malajowie poszczą w ciągu dnia, to często szyją, kupują nowe ciuchy, remontują domy, mieszkania, aby Hari Raya, czyli celebrowanie końca miesiąca modlitewnego zacząć w czymś nowym, aby pokazać gościom nowe meble, nowe kolory ścian, aby pokazać, że są odnowieni nie tylko wewnętrznie. Oznacza to, że rząd, aby zadowolić malajskiego suwerena otworzył sklepy, bazary Ramadanowe -z jedzeniemi i Aidilfitri z jedzeniem i odzieżą. Jakież tam były tłumy! W zeszłym roku wszystko było zamknięte, więc w tym roku ludzie masowo ruszyli na zakupy. I stało się! Każdego dnia obserwowaliśmy wzrosty zachorowań i czekaliśmy z przerażeniem na jakąś decyzję w sprawie ograniczeń bazarowych. Oczywiście muszę wspomnieć, że tutejsze liczby mają się nijak do tych, które były w Polsce. Jednak robiły wrażenie. Przy 9600 przypadkach rząd wreszcie zdecydował się na zamknięcie totalne Malezji. I tak od 2 tygodni znowu siedzę w domu. Do pracy wychodzę, bo mam zaświadczenie z ambasady, że tam pracuję. Prawdę mówiąc nie wiem, czy zadziała, kiedy zatrzyma mnie policja, bo tylko 3 instytucje wydają pozwolenia na poruszanie się. Działają tylko sklepy spożywcze i apteki, przy czym nie można pojechać do sklepu dalej niż 10 km od miejsca zamieszkania, nie przekraczając przy tym granic stanu. Z aktywności ruchowej zostało tylko bieganie i to w okolicy naszego domu. Głośno było o biegaczu, który zapłacił 1000 ringgitów złotych za to, że biegał 4 km od domu. 

    Zdaję sobie sprawę, że do 31 lipca, czyli daty naszego wyjazdu niewiele się zmieni. Nie będziemy mogli zwiedzać, oglądać, cieszyć się tym krajem. I to doprowadziło mnie do dość dużego psychicznego tąpnięcia. Nie bardzo mogłam sobie z nim poradzić. Wiem jednak, że u mnie kryzysowe sytuacje wymagają czasu, aby znaleźć jakiekolwiek pozytywy. I znalazłam! Wracam do rodziny, przyjaciół. Wreszcie będę miała w bliskim zasięgu mnóstwo sklepów z wełną! Poza tym nie mnie jedną dotknął Covid, nie tylko moje plany wakacyjno-urlopowe wzięły w łeb. Jedno co mnie martwi, to temperatura, pogoda w Polsce. Ja naprawdę przyzwyczaiłam się do całorocznego gorąca, dusznego powietrza, tej nasyconej zieleni.  Ach... Dobra, wystarczy! To miała być chwila, przepraszam.

    Za sześć tygodni wylatujemy. Nie tylko my. Pomału zaczynają wyjeżdżać nasi przyjaciele. I jest to bardzo smutne. Tym bardziej, że nie możemy ich pożegnać osobiście, nie możemy się z nimi spotkać. To znaczy na chwilę, uściskać, wycałować można. mi jednak chodzi o spotkania z pogaduchami, dobrym jedzeniem, winem. Zabronione.

    Pozostało mi wykonać prezenty od serca, własnymi rękami, aby zawsze o nas pamiętali. 

    Dzisiaj pokażę dwa prezenty, dla Kevina i Karen z Kanady, którzy opuszczają Malezję już w najbliższych dniach. Gdziekolwiek jechaliśmy z nimi razem samochodem, ja zawsze robiłam na drutach. Pewnego dnia Kevin, tak mimochodem stwierdził, że na pożegnanie chce ode mnie szalik w biało-czerwonych kolorach. I masz, znajdź tu w Malezji odpowiednią wełnę. Oczywiście nie znalazłam czystych kolorów, ale dość zbliżone. Dla obojga zrobiłam szal i chustę w tych samych kolorach. Taki mały zestaw w kolorach polskich i kanadyjskich. 

    Dla Kevina wybrałam projekt Skylar shawl, zaprojektowany przez Rastusa projektanta z Tajwanu. Przepiękny szal, u niego zrobiony z grubości fingering, u mnie z DK. Nie miałam innej. Świetny szal, ale baaardzo pracochłonny, bo robiony jest po długości, a nie szerokości, co oznacza, że za każdym razem przerabiałam ponad 400 oczek! Po skończeniu,  z radością rzuciłam go na 2 tygodnie w kąt. Musiałam od niego odpocząć. Niestety, bardzo spodobał się mężowi i po powrocie do kraju czeka mnie powtórka.....














Dla Karen wybrałam chustę Sangaku Melanie Berg. Miałam olbrzymi problem z wyborem projektu. Karen jest fantastyczną kobietą, ale ubierającą się prosto, bez finezji. Nie przywiązuje wagi do ubioru. Nie jest to dla niej najważniejsza sprawa na świecie.  Chciałam znaleźć coś prostego, ale nietuzinkowego i chyba znalazłam. Oryginalny projekt jest w odwrotnej kolorystyce, to znaczy z białym tłem. Zdecydowały względy praktyczne. Łatwiej w czystości jest utrzymać czerwień niż biel.







Kolejny raz zauważyłam, że ostrość moich zdjęć jest tragiczna. Fachowiec ze mnie wielki....

Do obu projektów użyłam wełnę Pure Wool, col. 901 i 910  i druty 4,0.


Z czytaniem idzie mi ciężko. Głowa zajęta jest zjazdem, lockdownom. Nie mogę się za bardzo skupić na poważnej lekturze. Głównie wybieram kryminały. Przepływają mi przez głowę, nie wymagają skupienia. Jednak znalazłam pośród moich lektur kilka, które z czystym sercem mogę polecić.

1. "Izbica, Izbica" -historia miasteczka, zamieszkałego prze wojną w 95 % przez Żydów. wojnę przeżyły jedynie 23 osoby. Opowiada o przedwojennych losach miasteczka, o tym jak my Polacy przyczynialiśmy się albo do przetrwania, albo do zagłady Żydów.  Świetnie, napisany reportaż, bardzo literacko. Autor nie ocenia postaw ludzi, tylko je opisuje. 

2.  "Czułą przewodniczka. Kobieca droga do siebie". Nie czytam poradników i już. A tu mi się zdarzyło. I nie żałuję. Jest to pozycja skierowana do kobiet, próbujących odnaleźć siebie, próbujących wyjść z szufladek, z ram, próbujących odnaleźć swoje ja, swoje potrzeby. Jest napisana lekko, bez moralizatorstwa. Warto przeczytać.

3. "Miedziaki". Kolejna pozycja Colsona Whitehead poruszająca problemy rasowe z lat 60-tych. Autor opisuje dramatyczne losy nastoletniego chłopca osadzonego w domu poprawczym. Realia tego miejsca z wszelakimi patologiami są opisane bardzo obrazowo i dramatycznie. Bardzo dobra, choć niełatwa pozycja.

4. "Trzynasta opowieść" Diane Setterfield. Przepiękna książka! Cudowna! Bardzo znana pisarka Vida Winter poprosiła Margaret, pracownicę antykwariatu i biografkę, o napisanie historii jej życia. Margaret chcąc zapoznać się z nieznaną jej wcześniej twórczością pisarki, czyta książkę "Trzynaście opowieści" o przemijaniu i rozpaczy. Kończąc czytać zauważyła, że opowieści w książce jest tylko dwanaście. Trzynastą jest historia życia pisarki, niezwykle wciągająca, dramatyczna, pełna siostrzanej miłości, sekretów rodzinnych. 

5. "Kim Jiyoung. Urodzona w 1982", koreańskiej pisarki Cho Nam-Joo. Jiyoung jest typową Koreanką, choć może nie do końca typową, bo ma świadomość, jak się nią nie stać. Ale droga od świadomości do wyrwania się z ram, okowów kulturowych jest bardzo daleka. co znaczy być kobietą w Korei? Przede wszystkim jesteś zawsze niżej niż mężczyzna, nawet jeśli jesteś lepiej wykształcona, osiągasz lepsze wyniki w nauce. To mężczyzna je pierwszy, je lepiej, zwalnia się go z wszelkich obowiązków, prac domowych, dostaje bez problemu pracę, lepiej zarabia. To kobieta rezygnuje z siebie, ze swoich pasji, z pracy, bo musi urodzić dziecko, musi je wychować. Kobiety są wyszydzane, molestowane seksualnie. I kiedy bohaterka próbuje to zmienić, traktuje się ją jak szaloną, chorą. Świetna książka!

   

     Pomału moja azjatycka przygoda dobiega końca. Czas bardzo szybko zleciał. Za szybko. I co tu dużo pisać, było pięknie! 

niedziela, 4 sierpnia 2019

Cowboys & Angels i nie tylko

Coraz częściej dopadają mnie myśli o zakończeniu przygody blogowej. Coraz mniej chęci, mniej motywacji, żeby usiąść, przejrzeć zdjęcia, które najpierw trzeba zrobić ( samej sobie jest ciężko, a nawet bardzo ciężko trafić z ostrością i jakością), no i na koniec sklecić coś składnego, żeby dało się czytać. Ciągle walczę ze sobą.
Czeka kilka podróży, w tym Nowa Zelandia. Jak pomyślę o przeglądaniu setek, a może tysięcy zdjęć, to słabo mi się robi. O dziwo, pierwszy raz podczas wyjazdu robiłam notatki. Byłam tak zachwycona tym przepięknym końcem świata, że pisałam, aby nie umknęły mi wrażenia.
Czekają robótki, które już poszły do ludzi. Zrobiłam im kilka zdjęć, aby pamiętać.

Póki jeszcze mi się chce, pokażę wam chustę i szal zrobione według tego samego projektu, którego autorem jest Isabel Kraemer "Cowboys & Angels. Potrzebowałam prezentu dla koleżanki, która po 4 czterech latach spędzonych w Malezji, wracała do Polski. Kupiłam tweedową włóczkę, w kolorze brudnej czerwieni i zabrałam się do pracy. To była wielka przyjemność praca z wełną i projektem, świetnie rozpisanym, z ciągłymi zmianami wzorów.
Wełna to Pure Wool naturals 8 ply, firmy 4 seasons, trochę rustykalna, ale przy robieniu na drutach 4,5 zyskała na lekkości, a miękkości po blokowaniu. Wyszła naprawdę ładnie. Nie oddały tego zdjęcia, bo robiłam je sobie samej, komórką, w pełnym świetle. Możecie mi uwierzyć, że właścicielka była baaardzo zadowolona. Moje serce urosło, kiedy zobaczyłam jej radość. Dla takich chwil warto robić na drutach.
Lubię robić prezenty na drutach:) Zwłaszcza ludziom, których lubię i cenię.










Ups, miałam problem z ostrością. To dopiero widać na dużych zdjęciach. Trudno, innych nie będzie, bo chusta już w Polsce.

Tak mi się ten projekt podobał, że postanowiłam go zaadaptować do szala, który miał być następnym prezentem. Kupiłam mieszankę wełny i baby alpaki w przepięknym jasnym gołębim kolorze. Robiłam również na drutach 4,5. Leciałam jak szalona, bo wzór bardzo mi się podobał. I nawet robienie bąbli nie było takie straszne. Dziergałam w każdej wolnej chwili, w samochodzie, samolocie, wszędzie.
Jak skończyłam, zblokowałam, byłam zachwycona swoją pracą. Niestety. Byłam.
Kilka lat temu od mamy dostałam zestawy prostych drutów, których już nie używała, a mnie służyły do blokowania. Były idealne. Do czasu, aż pokonała je Malezja, a właście wilgoć.
, czKiedy wyciągałam je z szala płakałam rzewnymi łzami. Na brzegu, w wielu miejscach po drutach pozostały ślady rdzy. Nie mogłam ich usunąć w żaden sposób!!!! W żaden. Trochę zbladły po wielokrotnych próbach ich usunięcia, ale nie mogłam takiego szala dać w prezencie. Został dla mnie.
















A ja musiałam zrobić drugi, bo Patrizia, czyli kolejna obdarowana wyjeżdżała do Włoch. W ekspresowym tempie 8 dni powstał nowy prezent. Tym razem postawiłam na inny wzór Starlight Janiny Kallio. Szal wyszedł bardzo ładny. Tym razem maminych drutów już nie używałam, tylko walczyłam z mnóstwem szpilek. I tak drżałam ze strachu, czy one czasem też nie zardzewieją. Moje modlitwy zostały wysłuchane, wszystko skończyło się dobrze. Jednak zdjęć jest tylko kilka, bo szybko szal przeszedł w nowe, dobre ręce.








I to na razie tyle jeśli chodzi o druty. Chciałam coś jeszcze napisać o książkach, których pochłonęłam całkiem sporo, ale to może innym razem. Wspomnę o ostatnich kilku, które zrobiły na mnie największe wrażenie.
Teraz czytam "Złego" Tyrmanda. Czytałam tę książkę na studiach i bardzo mi się podobała opowieść o powojennej Warszawie, awanturnicza, przygodowa. Przed "Złym " zapoznałam się z biografią Tyrmanda napisaną przez Marcela Woźniaka. Tak mi się ona spodobała, że postanowiłam wrócić do przeszłości. Chciałam sprawdzić, czy książka wywrze na mnie takie samo wrażenie, jak przed laty. Początek nie przypadł mi do gustu, miałam wrażenie, że książka się zestarzała, że trąci myszką. Jednak z każdą kolejną stroną wciągnęłam się. Zwłaszcza po przeczytaniu biografii Tyrmanda, można w niej odnaleźć kilka biograficznych odniesień.
Podobnie miałam z książką Remigiusza Grzeli "Podwójne życie reporterki, Falacci. Torańska". Grzela w fascynujący sposób opisał te mocne postaci dziennikarstwa. Pokazał co kiedyś znaczyło być dziennikarzem, że liczyła się rzetelna, prawdziwa wiadomość, a nie chwytliwy tytuł, który ma przyciągnąć czytelnika do nic nie znaczącego artykułu. Świetnie zestawił kobiety, które w różny sposób dochodziły do prawdy, które w pracy osiągnęły bardzo wiele. Bardzo dobra książka. Kiedyś czytałam "Smoleńsk: Teresy Torańskiej. Kilka lat temu wstrząsnęła mną ta książka, bo autorka potrafiła bezstronnie pokazać tragedię ludzi z różnych środowisk politycznych. Nie była łatwa, bo mówiła o czasach nieodległych, ale bez oceniania. Na pewno przeczytam kolejne książki Torańskiej. Grzela natomiast zachęcił mnie do sięgnięcia po coś Fallaci. Na moim kindlu znalazłam jej"Podróż po Ameryce". Świetna książka, dowcipna, ironiczna. Fallaci opowiada o Stanach widzianych oczami Europejki, lekko, ale wnikliwie.

I to by było na tyle. Może do następnego razu:)))

niedziela, 13 stycznia 2019

Troszkę Singapuru i Starlight

Już prawie dwa tygodnie stycznia za nami.
Niedziela. Bardzo słoneczna i ciepła. Za chwilę pójdziemy na basen, potem pomogę mężowi w pakowaniu. Wyjeżdża na dwa tygodnie do Polski. Ja zostaję. Pojadę na kilka dni z tutejszymi przyjaciółkami do Singapuru. Jedna z nich Leena tam mieszka, pokaże nam swój Singapur. Nie ten, który już kilka razy widziałam, a który i tak jest imponujący. Tak różny od znanej mi Azji, taki nowoczesny, uporządkowany. A jednocześnie, mający klimatyczne miejsca, które i tak są czyste, zadbane. Malezja jest inna. Czasami denerwująca swoim chaosem, powolnością. Ale ciągle ma nastrój, za którym przepadam. Singapur, to takie Niemcy Azji.


 Trzy środkowe dziewczyny, to moje bliskie tutaj koleżanki. Najwyższa, to Chinka Pan, środkowa Filipinka Jonalyn, obok niej w różowo-fioletowym kapeluszu najbliższy mi człowiek, Leena z Singapuru. Moja azjatycka siostra bliźniaczka. Myślimy podobnie, czujemy podobnie, wiele sytuacji wydarzyło nam się w życiu podobnych, w tym samym czasie. A do tego ja, Pan i Leena jesteśmy w tym samym, młodym wieku:)))


Tu Leena ze swoim mężem Victorem. Fantastyczni ludzie. 



To jest Singapur robiący wrażenie, ale ja lubię ten inny.










Lubię Singapur, ale nie lubię tam jechać. Nie nawidzę przekraczania granicy, bo trwa to strasznie długo!!!! Kolejka w obie strony jest bardzo długa i jedzie się bardzo wolno i trzeba uważać, bo wciskają się z każdej strony. Koszmar!
Nie będę narzekać, bo jadę w miłym towarzystwie, w bardzo wygodnym autokarze, z drutami i książką. Przeżyję te 5, 6 godzin podróży.

Druty.

Na początku stycznia do Polski wracali nasi znajomi po ponad dwudziestoletnim pobycie w Azji. Chcąc ocieplić powrót do zasypanej śniegiem Polski, zrobiłam koleżance Asi szal. Wybrałam się do Spotlightu, australijskiego sklepu, aby wybrać włóczkę wybrałam 4-seasons-pure-wool-kolor-910-porcelain. To taka tweedowa włóczka, bardzo miła w dotyku. Myślę, że się zaprzyjaźnimy. Zwłaszcza, że dużo tutaj jest akrylu, bawełny trochę. Wełna jak jest, to bardzo szorstka i niezbyt miła w dotyku.
Wybrałam wzór Janiny Kallio Starlight. Jest napisany na włóczkę lace, ale ja użyłam DK. I uważam, że to był dobry wybór. Szal dziergałam na drutach 6,0. Wyszedł mięsisty, ciepły, a dzięki ażurowi lekki, przytulny. Chyba zrobię dla siebie drugi, tylko w innym kolorze. A morze w tym samym?
Zobaczę.














Książki.

Dobrze zaczęłam ten rok. Dobrymi pozycjami.
1. Czajka opisywała książkę Konrada Lorenza "Opowiadania o zwierzętach". Dzięki niej mogłam przeczytać te fantastyczne opowiadania. Dowiedzieć się o wielu sprawach, o których nie miałam żadnego pojęcia. Są napisane tak wizualnie, plastycznie, że ma się wrażenie, że się jest wewnątrz opowieści. Jeśli macie możliwość, sięgnijcie po tę pozycję.

2. "Strzały w Kopenhadze"Niklasa Orreniusa. to książka o fanatyzmie, ekstremizmie religijnym, politycznym i rozrastającym się w zastraszającym tempie faszyzmie. Lars Vilks namalował karykaturę Mahometa, co sprowadziło na niego i na Szwecję gniew Muzułmanów. Od tego czasu ukrywa się, jest pod ochroną służb specjalnych. To książka o wolności słowa, artystycznego wyrazu. Czy ta wolność jest możliwa w dzisiejszych czasach? Wątpię.

3. Audibook "Władza bezwględna" Remigiusza Mroza. Słucham audiobooków kiedy biegam, wracam z pracy, sprzątam, gotuję. Zawsze wybieram coś łatwego, nie wymagającego zbytniej uwagi. I taka jest trzecia część serii "W kręgach władzy".

Słońce schowało się za chmury, czas na relaks nad wodą.
Pozdrawiam.